Smaczki Maszki w Baranowie – smacznie, zdrowo i bez glutenu

Iza
Iza 9 Min. ciekawej lektury

Szukając kulinarnych doznań często nie zauważa się tego, co jest na wyciągnięcie ręki. Dlatego w znajdującej się zaledwie kilometr od naszego domu restauracji Smaczki Maszki pojawiliśmy się późno i dopiero po podpowiedzi znajomego. Czy rzeczywiście było warto odwiedzić to miejsce, zwłaszcza gdy nie stroni się od glutenu?

Zanim przeczytasz recenzję, sprawdź jakimi kryteriami kierujemy się przy wyborze i ocenie restauracji: KLIK

Towarzystwo

Do restauracji wybraliśmy się we dwoje na późne śniadanie, a w zasadzie bardzo wczesny jak na nas, jeszcze urlopowy obiad. Po opiniach w sieci oczekiwaliśmy zdrowej i bardziej tradycyjnej kuchni, choć na fan page’u w zapowiedziach aktualnego menu pojawiła się również tajska zupa TOM SAB, która brzmiała dość egzotycznie. Postanowiliśmy jednak zaryzykować i sprawdzić, czy znajdziemy tam coś dla siebie.  Zwłaszcza, że osobista kuzynka Patryka je bezglutenowo, a Smaczki Maszki słyną z bezglutenowej kuchni.

Podczas naszej wizyty wśród gości dostrzegliśmy rodziny z dziećmi, pary (również na kawę, kawałek ciasta i chwilę weekendowej lektury aktualnej gazety) oraz indywidualne osoby, które wpadają tylko na chwilę coś zjeść lub zabrać do domu na wynos.

Miejsce

W Smaczkach Maszki królują pastele. Pastelowy błękit ścian, współgra z lekkimi, kolorowymi krzesłami, jasnymi stołami i białymi dodatkami – w okresie poświątecznym np. reniferami z drewna. Ażurowe lampy i świece na stołach przykuwają oko. Całość tworzy bardzo domowy, rodzinny, ciepły i wiejski (ale nie przaśny) klimat. Za piętę achillesową lokalu można uznać toaletę, nad którą warto by jeszcze popracować w drodze do perfekcji.

Restauracja nie jest jednak zbyt przestronna. 6 stolików to momentami zbyt mało, żeby uzyskać odrobinę intymności, którą sobie cenimy. Dlatego pierwsze nasze reakcje były dość sceptyczne. Do tego stopnia, że Patryk po spojrzeniu na wystrój rozważał przeniesienie się jednak w inne miejsce. Pomimo dość wczesnej obiadowej pory (godzina 13-sta) był spory ruch i niewiele wolnych stolików. Temperatura wewnątrz była również dość niska, jak na nasze 22,5 stopnia, które mamy na co dzień w domu.

No i zamawianie potraw przy barze, to nie do końca coś, co nam osobiście odpowiada. Nie bardzo wiadomo, czy najpierw łapać stolik, póki jest wolny, czy zamawiać, a kolejka przy blacie zwiększa wrażenie tłoku. Zdecydowanie w lokalu przydałoby się więcej przestrzeni, co właściciele, jak wyznali w rozmowie, mają w planach. Dania po zamówieniu są podawane już do stolików.

Sama lokalizacja w „centrum” Baranowa dla nas to akurat miejsce idealne. Po ruchu wewnątrz restauracji można wnioskować, że lokalsi ją w pełni zaaprobowali. A po opiniach w sieci, że odwiedzają ją też chętnie poznaniacy.

Menu

W menu znajdują się zarówno egzotyczne potrawy, jak i tradycyjna polska kuchnia. Prawie wszystko w wersji bez glutenu. Karta dań regularnie się zmienia. Nie ma typowego menu podawanego do stolika, a wszystkie potrawy dostępne w danym dniu są wypisane na tablicy. Zawsze jest to kilka zup do wyboru i kilka zróżnicowanych dań głównych. Pojawiają się też sałatki. Dodatkowo są dostępne ciasta, wystawione przy głównym blacie, które podobnie jak inne potrawy można również zamówić na wynos. Podobnie chleby, które są silnym punktem na kulinarnej mapie Smaczków Maszki. Nie ma w nich glutenu, a są naprawdę pyszne, choć nie trzymają długo świeżości.

Po decyzji, że zostajemy, zamówiliśmy standardowo żurek, czyli jedną z potraw, które są aktualnie naszym papierkiem lakmusowym odwiedzanych restauracji, zaraz obok tatara wołowego. Jak jest żurek, to zamawiamy żurek i niestety nie zawsze kończy się to entuzjastyczną reakcją z naszej strony…

Na drugie danie Patryk zdecydował się na gołąbki, a ja zamówiłam placki z batatów, których do tej pory jeszcze nie jadłam – szczególnie polecane przez właścicieli. Do picia zamówiliśmy napoje Vigo Kombucha, również po rekomendacji. Jest to produkowany w Poznaniu naturalny napój herbaciany na bazie grzybka japońskiego, zawierający ansyoksydanty. Na przystawkę dostaliśmy dodatkowo trzy kromki świeżego pieczywa ze smalcem.

Czekadełko pomimo prostoty było bardzo dobre – dzięki niemu zwróciliśmy uwagę na wyjątkowo dobry (a w dodatku bezglutenowy i wypiekany na miejscu) chleb, który później zamówiliśmy do domu. Potem przyszedł czas na gwiazdę obiadu, czyli żurek. Zrobiony na zakwasie, gęsty, z odpowiednią liczbą dodatków, był naprawdę jednym z lepszych, jakie jedliśmy. Jedyny jego minus, to fakt, że nie jest podawany w chlebku, a taki tygryski lubią najbardziej.

Placki z batatów były w smaku dość nietypowe, słodkie, a jednocześnie wytrawne, bo z dodatkiem pomidorków koktajlowych i sera koziego, ale smaczne. Gołąbki były na 5+, czyli „jak babcia robiła”. Vigo Kombucha niespecjalnie przypadła nam obojgu do gustu – jednym słowem „dziwna”, choć zdecydowanie pijalna 😉 O tym, że jedzenie było bardzo dobre może świadczyć fakt, że zamówiliśmy dodatkowo na wynos placki ziemniaczane (z bitą śmietaną i kilkoma owocami) oraz placki z cukinii (z dodatkiem łososia). Domówiliśmy do tego również na chleb i ciasto.

Ogółem wizyta w Smaczkach Maszki kosztowała nas ok. 180 złotych, gdzie obiad na dwa dania dla dwóch osób, to koszt z napojami ok. 100 złotych. Najwięcej kosztowało ciasto, bo aż 38 złotych za nieco ponad ćwiartkę okręgu wysokości ok 10 cm. To mimo wszystko sporo przy średnich porcjach, ale akceptowalnie, jak ma się ochotę na coś zdrowszego.

Obsługa

Restauracja jest typowo rodzinna, a ludzie, którzy ją prowadzą, przyjaźnie i odrobinę nieformalnie nastawieni do klienta. Widać w nich kulinarną pasję i chyba dlatego trudno ich oceniać tak restrykcyjnie, jak robimy to zazwyczaj. Wprawdzie moglibyśmy się przyczepić, że napoje dostaliśmy dopiero po przypomnieniu, albo że czekadełko nie zostało sprzątnięte po podaniu pierwszego dania, ale ogólne wrażenie jest zdecydowanie pozytywne. Co pewien czas na pewno tam wrócimy, zwłaszcza, że mamy tak blisko.

Kilka słów od patryka

Smaczki Maszki to bardzo ciekawe połączenie przytulnego wystroju kawiarnianego, formuły barowej oraz bardzo modnego zdrowego jedzenia. Za jakość (której zdecydowanie nie można jedzeniu odmówić) trzeba zapłacić, więc nie jest to miejsce tanie, jednakże naszym zdaniem warte swojej ceny. Urzekające jest w tym całym biznesie przede wszystkim fakt, że jest to firma rodzinna, przez duże R.

Syn i ojciec „na sali”, a matka z córką w kuchni, i z tego co pamiętam i nieco dalsza rodzina się udziela. I to rzeczywiście widać. Od kontaktu z klientem, przez dbałość w sprzątaniu już opuszczonego stolika. Ten fakt sam w sobie sprawia, że miejsce to jest wyjątkowe i zdecydowanie warto to miejsce odwiedzić. Dodając do tego jakość i smak podawanego jedzenia nie ma się co zastanawiać tylko przyjeżdżać.

podsumowanie

Smaczki Maszki, to miejsce, które warto odwiedzić przede wszystkim ze względu na naprawdę dobrą, zdrową i dopracowaną kuchnię. Atutem jest możliwość kupienia bezmącznego, a zarazem nie chemicznego pieczywa, czy innych bezglutenowych produktów. To sympatyczne miejsce na rodzinny obiad, pod warunkiem, że będzie wolne miejsce. W razie jego braku można zabrać jedzenie do domu. Lokali tego typu nadal brakuje – ze zdrowym, smacznym i bezglutenowym jedzeniem, dlatego szczerze kibicujemy właścicielom w rozwoju tego naprawdę fajnie realizowanego konceptu.

Smaczki Maszki

ul. Przemysława 11C
62-081 Baranowo

 

+48 667 722 122

Udostępnij ten artykuł
Autor: Iza
Nałogowo piszę na blogach z małymi przerwami, od 2006 roku. Jak nie piszę na blogach, to piszę gdzie się da, jak na zdrowo uzależnioną przystało. Swego czasu pasjonowało mnie dziennikarstwo, dziś nie wyobrażam sobie dnia bez mediów społecznościowych i e-marketingu. Od 12 lat zawodowo zajmuję się promocją marek w Internecie. Z zamiłowania geek i social media ninja, prywatnie entuzjastka reportażu, gier komputerowych, amerykańskich seriali i dobrych filmów. P.S. Jestem w drużynie Iron Man’a.
Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *